Popularne posty

06 marca 2021

208. Nieszczęśliwa znawczyni ,,sztuki kochania"

      Czytałam i.. nie dowierzałam, bo nie spodziewałam się, że kobiecie, która ma tak ogromną wiedzę na temat miłości (tak - miłości, nie seksu!) - nigdy nie przyszło w pełni się tą miłością cieszyć.
     Samotna była często i, co za tym idzie, bardzo nieszczęśliwa. Owszem, miała powodzenie, ale co z tego, skoro bez przerwy natrafiała na niewłaściwych mężczyzn. A może  właściwych, tylko oferowała im zbyt wiele? Dziś Bóg jeden raczy wiedzieć.. Sama w swym pokoju, wyczekująca towarzystwa swej gosposi, umierająca w szpitalu, ale nawet tuż przed śmiercią podrywająca przystojnego lekarza - oto prawdziwy obraz Michaliny Wisłockiej.
     Nigdy zresztą ten obraz nie był zakłamany - co najwyżej ,,wyobrażany" przez nas kompletnie inaczej. Pani seksuolog, specjalistka od problemów nastoletnich i małżeńskich, z uporem wspinająca się po szczeblach kariery. I to na przekór wszystkiemu: na przekór wojnie, chorobie, która bezpowrotnie osłabiła serce, na przekór miłosnym niepowodzeniom, kontrowersyjnemu trójkątowi, rozwodowi i kolejnym zawodom miłosnym. I co najważniejsze - również na przekór ówczesnej komunistycznej cenzurze. Bo trudne to były czasy, kolejne zresztą niełatwe dla naszej ,,pani doktor".
     Po przeczytaniu tej książki nie wyobrażam sobie, by móc poprzestać na ,,Sztuce kochania" bez uzupełnienia właśnie o tego typu pozycję. Bo to nie jedyna biograficzna ,,opowieść" o pani Michalinie. Zdarzyła się również autobiografia i wiele innych książek będących uzupełnieniem i kontynuacją najsłynniejszego dzieła Wisłockiej.
     Książka smutna, ale i szalenie ważna jednocześnie. Rozbudziła mój apetyt na kolejne, do których mam nadzieję przyjdzie mi w przyszłości zajrzeć.

04 marca 2021

207. Książka zdecydowanie inna niż wszystkie

      Dosłownie pół godziny temu skończyłam czytać książkę ,,Powoli" autorstwa Brooke McAlary i to zdecydowanie najlepszy czas, by móc najlepiej wyrazić o niej swoją opinię.
     To nie pierwszy mój tytuł z cyklu: ,,slow life", ,,mindfulness" itp. Mam ich za sobą co najmniej dwa i przyznam szczerze, że akurat ten (ku mojemu zadowoleniu) znacznie się od poprzednich różni.
     Zacznę od tego, że nie do końca byłam przekonana, czy akurat ta książka jest dla mnie. Sama bym jej raczej nie kupiła (otrzymałam w prezencie); jestem osobą względnie zadowoloną ze swojego życia, potrzebuję kilku ważnych ,,poprawek" i porządków wszelakich, ale na pewno nie mam zamiaru pozbywać się swoich ukochanych kosmetyków, książek, butów i torebek.. I wiecie co? Książka ,,Powoli" absolutnie mi tego nie nakazuje !
     Nie krytykuje mnie za chęć posiadania wielu rzeczy, nie wpędza w poczucie winy, nie każe odhaczać największych błędów. Ktoś mógłby pomyśleć: to w takim razie o czym jest ta książka, skoro nie o tym? Przede wszystkim (moim zdaniem) o wyznaczaniu sobie niezbędnych granic. Granic w poświęcaniu czasu na media społecznościowe, maile, granic w kupowaniu przedmiotów, bo ,,sąsiad/koleżanka już mają".. granic w żywieniu się śmieciowym jedzeniem i zaniedbywaniu swoich bliskich. I, co najważniejsze, książka ta stawia na piedestale technikę ,,małych kroczków" - z zatrzymywaniem się, zmienianiem drogi, zastanawianiem i decydowaniem o wszystkim wyłącznie przez nas samych! Większość tego typu książek każe nam maksymalnie ograniczyć życie (konsumpcję zwłaszcza) do konkretnych, narzuconych schematów (co mnie już ,,na wstępie" frustruje). ,,Powoli" nie mówi o takich ograniczeniach tylko przede wszystkim nawołuje do.. cieszenia się życiem. Przyjemnie i prosto prawda? Oczywiście prosto napisane, ale niekoniecznie to wszystko jest proste do wdrożenia w nasze codzienne życie (o tym z pewnością wiecie sami).
    Małe kroczki i możliwość samodzielnego wyznaczania granic to coś, co sprawiło, że się uspokoiłam i postanowiłam działać. Z chęcią i uśmiechem na twarzy i jestem przekonana, że autorce dokładnie o to chodziło. Gorąco polecam i już robię listę moich niezbędnych, pozytywnych ograniczeń :-)

03 marca 2021

206. Profanacja, chaos i.. niezła ,,mocna kawa"

      Niejednokrotnie podkreślałam (i wciąż będę), że opinii na temat filmów - seriali będzie na moim blogu zdecydowanie mniej od tych książkowych. Z oczywistego powodu: oglądam niewiele, czytam dużo, ale mimo to, w najbliższej przyszłości, chciałabym lekko zrównoważyć tę różnicę. Mam dość bycia przysłowiową ,,nogą" w dziedzinie filmowej i mam nadzieję, że w końcu z czasem się to zmieni.
     Dziś ,,na tapecie" aż trzy filmy, które udało mi się obejrzeć niedawno w dość chorowity weekend. Czytać nie miałam siły, więc cóż mi pożytecznego zostało - tylko oglądać. Padło łącznie na aż trzy produkcje: ,,Dywizjon 303", ,,303. Bitwa o Anglię" (to absolutnie nie ten sam film) oraz ,,Mocna kawa wcale nie jest taka zła".
     Zacznę od dwóch filmów związanych z historią mojego ukochanego Dywizjonu 303. Pokładałam w tych produkcjach tyle nadziei.. Cieszyłam się ogromnie, gdy się dowiedziałam, że w ogóle takowe powstają, choć przyznam, że trochę mnie zaniepokoił fakt tworzenia aż dwóch.. No ale cóż - myślę sobie: jak dwa filmy, to większa szansa na to, że któryś z nich będzie naprawdę dobry. Jeden produkcji angielskiej, drugi polskiej - będzie co porównywać.
    Jeden z nich określiłabym jako profanację, drugi jako chaos - że tak pozwolę sobie od razu przejść do rzeczy. ,,303. Bitwa o Anglię"(plakat po prawej).. Jedną z ról zagrał tam Marcin Dorociński i wręcz nie mogę przeżyć, że ten wspaniały (jeden zresztą z moich ulubionych) aktor dał się wciągnąć w coś tak kiepskiego ! Odtwórcą głównej roli (Jana Zumbacha) jest (uwaga!): Brytyjczyk ! I to nie byle jaki, tylko ten, który w ,,Grze o tron" zagrał jednego z najbardziej psychopatycznych bohaterów (chodzi o Iwana Rheona i jego rolę Ramsaya Boltona). 
     Ok, rozumiem, nie muszę ,,szufladkować" aktorów ze względu na zagrane wcześniej przez nich role - więc to pomińmy. Skupmy się przede wszystkim na tym, dlaczego obsadzanie Brytyjczyka w tej roli określiłam jako profanację. Bo wszyscy pozostali aktorzy wcielający się w rolę lotników Dywizjonu 303 to Polacy i wszyscy w filmie mówią po polsku ! Co w takim razie z panem Iwanem? Rusza ustami jak ryba w wodzie, a jego kwestie wypowiada polskojęzyczny lektor (!!!). Wyobrażacie to sobie?? Film o Polakach z Brytyjczykiem gadającą rybą ! Ledwo z tego powodu przez całość ,,Bitwy o Anglię" przebrnęłam..
     I to niestety nie jedyny powód, dla którego uważam, że film ,,303. Bitwa o Anglię" jest naprawdę kiepski. Zdjęcia lotnicze (porównując je do wielu innych filmów) oraz inne - katastroficzne (np. pożar domu pod koniec filmu) są tak infantylne i dziwacznie przerysowane, że aż nierealne (widząc pożar tego domu wybuchnęłam śmiechem!). Fabuła lekko nieskładna (znam doskonale historię Dywizjonu 303, więc wiem, co mówię), dialogi płytkie a niektóre sceny tak amerykańsko -,,wzruszające", że aż śmieszne.
     Czas na produkcję polską, czyli w moim mniemaniu CHAOS. Wiem, co ,,autor" miał na myśli chcąc przeplatać sceny współczesne z przeszłymi, ale niestety.. kompletnie mu to nie wyszło. Film w wielu momentach się po prostu ,,nie trzyma kupy". Chociaż to nie mój najważniejszy zarzut wobec tej produkcji. Wyobraźcie sobie, że polski film (POLSKI) o Dywizjonie 303 zawiera błędy merytoryczne (!). Dla mnie - historyka, który naprawdę wie, o co chodzi, jest to niedopuszczalne ! Na pewno będę każdemu odradzać obejrzenie tego filmu właśnie ze względu na to. I niestety, nawet mój ukochany Zakościelny mnie przed tym nie powstrzyma.
     Podsumowując: w mojej ocenie naprawdę żaden z tych dwóch filmów nie jest wart oglądania (ŻADEN). Ani ze względu na Dorocińskiego, ani ze względu na Zakościelnego. Oba filmy uważam za kompletną klapę i wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze?? Że najprawdopodobniej nie dożyję już czasu, kiedy na temat Dywizjonu 303 powstanie porządna produkcja.
    Czy w takim razie, aby móc się dowiedzieć czegoś więcej na temat słynnych lotników trzeba sięgnąć tylko do książki (nieśmiertelnej zresztą autorstwa Arkadego Fiedlera)? Na szczęście nie. Wciąż, po obejrzeniu tych dwóch filmów, uważam, że najlepszym ,,wizualnym" źródłem wiedzy o Dywizjonie 303 jest dokument: ,,Ci cholerni cudzoziemcy - Polacy w bitwie o Anglię". Dokument znajdziecie TUTAJ  Jeśli jeszcze go nie widzieliście - obejrzyjcie koniecznie i, wierzcie mi na słowo, to naprawdę ratuje nasz honor przy tak nieudanym filmie.
     Po tej ostrej krytyce dwóch filmów czas na akcent odmienny, bo wyjątkowo pozytywny, czyli opinię o filmie: ,,Mocna kawa wcale nie jest taka zła". Po raz kolejny się przekonałam, że Dziędziel i Mecwaldowski w rolach głównych to gwarancja dobrze spędzonego czasu. Wierzcie mi, że przyjęłam z ulgą obejrzenie dobrego filmu (czy konkretnie ,,etiudy") po dwóch nieudanych produkcjach.
    Problem emigracji, rozłąki z rodzicami, rozstań, poszukiwań pracy.. i wszystko tak niedosłownie, ale mimo to bezpośrednio ubrane w obrazy, że lepiej być nie mogło. Film zaledwie godzinny (stąd etiuda) i była to jedna z najlepiej spędzonych godzin w moim życiu. 
     Mam nadzieję, że moje opinie okażą się dla Was przydatne, a jeśli już widzieliście te filmy (co jest dość prawdopodobne, bo to nie są ,,nowości") to chętnie poznam Wasze zdanie na ich temat. Kto dotrwał do końca temu puchar z czekoladą ! Bo ja uwieeelbiam czekoladę :-))