Jednej rzeczy żałuję- że obejrzałam ten film w kinie. Filmy trudne, wymagające maksymalnego skupienia i uwagi żądają ciszy. Najlepsza do tego jest cisza domowa. Trudno było taką znaleźć podczas seansu przy szeleszczących chipsami głupich nastolatkach.. i z tego też powodu unikam czasem kin- bo nie chodzi oczywiście o unikanie trudnych filmów.
Czy mi się podobał? Ciężko (a nawet dziwnie) podsumowywać w ten sposób "Ostatnią rodzinę". No bo niby co miało mi się podobać? Próby samobójcze syna Beksińskiego? Bezgraniczna i tragiczna miłość matki? Czy może zasztyletowanie niesamowicie zdolnego malarza? Nic mi się z tego nie podobało, jednak sam film ostatecznie uważam za wybitny.
Wybitna jest historia rodziny, wybitny główny bohater i wybitna scenografia przywołująca subiektywne wspomnienia prl-owskiego dzieciństwa... Nowo wybudowane, ogołocone bloki, zabłocone i zagracone gruzem skwery i te charakterystyczne klatki schodowe.. o szklankach w metalowych koszyczkach i radiu na kasety nie wspominając.
Wybitna i zasługująca na specjalne wyróżnienie jest również gra odtwórcy roli syna Zdzisława Beksińskiego. Ktokolwiek to jest (do nazwisk aktorów niestety nigdy nie miałam i nie będę miała pamięci)- zrobił to genialnie! Prawie tak genialnie, jak genialne są poniższe obrazy Beksińskiego sfotografowane przeze mnie w muzeum w Sanoku.
Nie zabierajcie chipsów do kina- to takie irytujące i prostackie. A jeśli już musicie wziąć ze sobą colę- błagam (!) pijcie ją bez siorbania. Kino to nie tylko rozrywka, ale również (choć rzadziej) wysoka kultura, więc zasiądźmy w nim adekwatnie na odpowiednim poziomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz