Książka mnie niesamowicie wciągnęła i to jej największy plus. Fabuła i wartkość akcji pochłonęły mnie bez reszty, więc może to jest odpowiedź na powyższy wstęp? W końcu "Millenium" Larssona również ekspresowo "połknęłam".
Tęskniłam za szaloną Lisbeth Salander i uparciuchem Mikaelem Blomkvistem. Pamiętam, że świadomość pożegnania z tymi bohaterami przy okazji lektury Larssona niesamowicie mnie zasmuciła. Inny autor i pewnie nie do końca to samo, ale wiecie co? Tak bardzo lubię te postaci, że jestem skłonna przymknąć na to oko.
Mnóstwo nazwisk i nazw instytucji, wśród których najzwyczajniej w świecie się pogubiłam. U Larssona nie miałam takich problemów, więc może tu tkwi zasadnicza różnica?
I ostatnia z różnic (bo jak widzę, głównie na nich osadzają się moje spostrzeżenia)- w "Millenium" nie było nawet zapachu uczucia Lisbeth i Mikaela a tutaj.. no cóż.. Na pewno będzie kontynuacja i kto wie- może z jakimś romansem w tle?
Książkę kupiłam na Targach Książki w Krakowie dwa lata temu (leżała i dojrzewała na półce..) i nie żałuję. Ponowne spotkanie z Salander i Blomkvistem jest warte każdych pieniędzy.
ja jeszcze się na nią nie zdecydowałam, bo wydaje mi się być próbą zarobienia dużych pieniędzy korzystając z sukcesu Millenium. nie wiem, czy kiedykolwiek ją przeczytam. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie podeszłam do tego w ten sposób, ale rzeczywiście.. to również uzasadniony punkt widzenia :-P Mimo to nie żałuję, że przeczytałam ;-)
UsuńJa do tej pory przeczytałam... pierwszy tom Millenium. I to niecały! Choć cały czas obiecuję sobie powrót, bo historia niesamowicie mnie wciągnęła (splot różnych wydarzeń sprawił, że nie dokończyłam powieści). Ale co do kontynuacji, jestem sceptycznie nastawiona... Szczególnie historii, które pokochamy u oryginalnego autora.
OdpowiedzUsuńMnie mimo wszystko gdzieś ten sceptycyzm uciekł i, jak widać, dobrze się stało ;-) Pozdrawiam :-)
Usuń