Wszyscy umierają- bez względu na to, czy są wierzący, czy nie. Czy są świadkami Jehowy albo byłymi UB-ekami. Ksiądz Kaczkowski nie odwracał się od nikogo i do każdej z tych osób, bez wyjątku, biegł z ostatnią posługą. Za to chyba go polubiłam najbardziej.
Co jeszcze ważnego zapamiętałam i przeżyłam czytając jeden z pierwszych wywiadów z księdzem Kaczkowskim? Śluby i miesiące miodowe w hospicjum. Kobieta nie pozwalająca odejść ojcu, który z tego powodu nie mógł umrzeć. Rozgrzeszenie dla homoseksualisty i otwarta rozmowa o seksie i seksualnym pożądaniu. I dziecko umierające jak ptaszek.. Bóg jeden wie, jak bardzo dziękowałam za życie, czytając tą niepozorną mała książeczkę. Dziękowałam i przeżywałam wiele smutnych, ale jakże ważnych chwil. Rozżalony nastolatek przy łóżku umierającej młodej matki poruszył mnie chyba najbardziej..
A zdjęcia.. na prawie wszystkich ksiądz Jan Kaczkowski przytula umierającego albo cierpiącego członka rodziny. Tylko, ale tak naprawdę AŻ gest, który wielu ludzi zapamiętuje do końca życia. Nie chcę zapominać przytulać mamy, by kiedyś nie musieć żałować, że tego nie robiłam i już niestety nie mogąc nadrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz