Popularne posty

24 lipca 2019

179. Rozgrzewka przed Bieszczadami

     Tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić w Bieszczadach. Po kilku latach wracamy tam, gdzie będąc po raz pierwszy zostawiliśmy swoje serca. Po drodze były Mazury, Kotlina Kłodzka i Zalew Szczeciński, ale to ostatecznie góry wybraliśmy na swoją podróż poślubną.
     Do wyjazdu w ukochane Bieszczady jest jeszcze trochę czasu, jednak już teraz postanowiliśmy się trochę do niego przygotować. Nasz pierwszy pobyt w Bieszczadach był przede wszystkim.. amatorsko - turystyczny. Wyczerpujący owszem, ale na pewno nie skupiający się na intensywnych "wspinaczkach". Weszliśmy na Tarnicę i Łopiennik, ale poza tym przede wszystkim zwiedzaliśmy. Łańcut, Przemyśl (aż tak daleko zajechaliśmy), Sanok. Lesko, Ustrzyki.. zresztą o wszystkim możecie przeczytać klikając w etykietę "Bieszczady".
     Tegoroczny wypad w Bieszczady będzie na pewno inny. I to nie tylko dlatego, że raczej nie wrócimy do miejsc sprzed czterech lat (no może wyłączając galerię z obrazami Beksińskiego w Sanoku), co przede wszystkim dlatego, że tym razem skupimy się raczej na delektowaniu przyrodą. Zamierzamy m.in. wyjść w góry i poodpoczywać nad Soliną. Zdarzy się również wypad na Węgry i pewnie inne, równie wyczerpujące aktywności, bo znając nas.. coroczny wakacyjny wyjazd raczej do leniwych należał nie będzie.
     Ale do rzeczy. Co Ślęża ma wspólnego ze zbliżającym się wielkimi krokami wyjazdem w Bieszczady? Ano to, że przed nim wypadałoby się "rozgrzać", więc wejście na jedno z okolicznych wzniesień stało się ku temu idealną okazją.
     Ślęża to szczyt o wysokości 717,5 m n.p.m. należący do Korony Gór Polski, Korony Sudetów Polski oraz Korony Sudetów. Dzieli nas od niego 129 km, więc wejście na Ślężę stało się idealne na jednodniowy sobotni wypad.
     Na szczyt udaliśmy się tzw. Przełęczą pod Wieżycą.
     Szlak jest oznakowany w większości jako żółty (przez pierwszy, najbardziej stromy odcinek również jako czarny) i w całości prowadzi przez las. Poniżej zamieszczam zdjęcia z etapów "wspinaczki" począwszy od asfaltowej drogi prowadzącej od parkingu.
     Po drodze natkniecie się na dwie wczesnośredniowieczne rzeźby. Powyższa to mnich, a druga (mniej ciekawa) znajduje się bliżej szczytu.
     Jak już wspomniałam wcześniej, pierwsza część szlaku (czarno - żółtego) jest niesamowicie stroma i wyczerpująca (na powyższym zdjęciu już ta ciut "lżejsza" jego część). Miałam tam chwile podłamania, bo skoro początek tak ciężko znosiłam, to co z Bieszczadami?? Na szczęście tylko ten odcinek był tak wymagający, dalej już było znacznie łatwiej.
      Pierwszy przystanek pod tzw. Wieżycą.
     Potem "z górki" i osłabiająca myśl: "O rany..później, gdy będziemy wracać, będę się musiała na nowo wspiąć.." ;P
     Dłuższy odcinek przez las (zresztą jak cała wspinaczka) i upragniony szczyt..
     Powyżej kolejno: widok z wieży kościoła, kościół Matki Boskiej Ślężańskiej (wtedy się dowiedziałam, że taka w ogóle jest), kolejna wczesnośredniowieczna rzeźba (niedźwiedzia lub dzika - co kto woli) oraz tamtejszy Dom Turysty.
     Zaintrygował mnie zwłaszcza kościół, który uważam za przepiękny!
Wymowne napisy prawda? Mi zwłaszcza ten powyższy utkwił w pamięci..
      O czym jeszcze warto wspomnieć, jeśli chodzi o Ślężę. Na pewno o tym, że latem wdrapuje się tam mnóstwo ludzi - zwłaszcza z psami. Spokojnie, bez obaw, mimo to nie czułam uciążliwego tłoku, więc się nie zniechęcajcie. Co najwyżej negatywnie zareagowałam na wszędobylski handel, który może nam zakłócić podziwianie natury, ale z drugiej strony.. kiełbaską z grilla się posiliłam i magnes na lodówkę kupiłam - taki mały paradoks.
     Nogi mnie do dziś bolą, ale po całej tej wyprawie mam jeden najważniejszy wniosek: całe szczęście, że się "rozgrzewamy" przed Bieszczadami, bo w samych Bieszczadach to bym chyba padła :P
      I na koniec moich wywodów dość niepozorny, ale jakże wymowny symbol dzisiejszego posta: ślężańska sowa. Sowa, która jest związana nie tylko z naszą wspinaczką, ale również z samym blogiem, na którym się pojawiłam po dość długiej przerwie. Pojawiłam, wprowadziłam ważne zmiany i znikać po raz kolejny absolutnie nie zamierzam. 
      Zmiana (zainspirowana powyższą sową) dotyczy oczywiście nazwy, która na pewno zindywidualizowała to miejsce i podkreśliła jego charakter. Bo o podróżach oczywiście wciąż będę pisać, ale z recenzji książek także nie mam zamiaru rezygnować. Zapraszam również na mój profil na instagramie: sowa.z.wieruszowa (funkcjonujący od dłuższego czasu i ze znacznie większą częstotliwością pojawiającyh się zdjęć).

11 komentarzy:

  1. Pięknie jest w Bieszczadach, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już wiem :-) Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bieszczady są piękne! Zawsze chętnie tam wracam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja również cieszę się na samą myśl, że już niebawem będę tam po raz drugi :-)

      Usuń
  3. Góry mają swój klimat, ale ja swoje serce zostawiłam nad morzem, nad które mam nadzieję wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze w tym wszystkim jest, by wracać do miejsc, które się kocha.. chociażby po to (a może przede wszystkim po to?), by "naładować baterie" ;-)

      Usuń
    2. Też tak myślę. Najchętniej zamieszkałabym nad morzem, ale fajnie jest ta wracać i spędzać tam czas. Moim marzeniem jest zwiedzić nie tylko wybrzeże, ale może i więcej miejsc w północnej Polsce.

      Usuń
    3. Gorąco w takim razie polecam Mazury! Nas niesamowicie oczarowały :-)

      Usuń
  4. Dobry pomysł na rozgrzewkę. Też pokochałam Bieszczady, ale … w tym roku wróciłam w Tatry i dopiero na szlaku zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za wysokimi górami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatry również są piękne i też mam "mały plan" w związku z nimi ;-)

      Usuń
  5. Bardzo chciałabym pojechać w Bieszczady - kocham góry a nie byłam w nich od 10 lat :(

    OdpowiedzUsuń