Do wyjazdu w ukochane Bieszczady jest jeszcze trochę czasu, jednak już teraz postanowiliśmy się trochę do niego przygotować. Nasz pierwszy pobyt w Bieszczadach był przede wszystkim.. amatorsko - turystyczny. Wyczerpujący owszem, ale na pewno nie skupiający się na intensywnych "wspinaczkach". Weszliśmy na Tarnicę i Łopiennik, ale poza tym przede wszystkim zwiedzaliśmy. Łańcut, Przemyśl (aż tak daleko zajechaliśmy), Sanok. Lesko, Ustrzyki.. zresztą o wszystkim możecie przeczytać klikając w etykietę "Bieszczady".
Tegoroczny wypad w Bieszczady będzie na pewno inny. I to nie tylko dlatego, że raczej nie wrócimy do miejsc sprzed czterech lat (no może wyłączając galerię z obrazami Beksińskiego w Sanoku), co przede wszystkim dlatego, że tym razem skupimy się raczej na delektowaniu przyrodą. Zamierzamy m.in. wyjść w góry i poodpoczywać nad Soliną. Zdarzy się również wypad na Węgry i pewnie inne, równie wyczerpujące aktywności, bo znając nas.. coroczny wakacyjny wyjazd raczej do leniwych należał nie będzie.
Ale do rzeczy. Co Ślęża ma wspólnego ze zbliżającym się wielkimi krokami wyjazdem w Bieszczady? Ano to, że przed nim wypadałoby się "rozgrzać", więc wejście na jedno z okolicznych wzniesień stało się ku temu idealną okazją.
Na szczyt udaliśmy się tzw. Przełęczą pod Wieżycą.
Szlak jest oznakowany w większości jako żółty (przez pierwszy, najbardziej stromy odcinek również jako czarny) i w całości prowadzi przez las. Poniżej zamieszczam zdjęcia z etapów "wspinaczki" począwszy od asfaltowej drogi prowadzącej od parkingu.
Po drodze natkniecie się na dwie wczesnośredniowieczne rzeźby. Powyższa to mnich, a druga (mniej ciekawa) znajduje się bliżej szczytu.
Jak już wspomniałam wcześniej, pierwsza część szlaku (czarno - żółtego) jest niesamowicie stroma i wyczerpująca (na powyższym zdjęciu już ta ciut "lżejsza" jego część). Miałam tam chwile podłamania, bo skoro początek tak ciężko znosiłam, to co z Bieszczadami?? Na szczęście tylko ten odcinek był tak wymagający, dalej już było znacznie łatwiej.
Pierwszy przystanek pod tzw. Wieżycą.
Potem "z górki" i osłabiająca myśl: "O rany..później, gdy będziemy wracać, będę się musiała na nowo wspiąć.." ;P
Dłuższy odcinek przez las (zresztą jak cała wspinaczka) i upragniony szczyt..
Powyżej kolejno: widok z wieży kościoła, kościół Matki Boskiej Ślężańskiej (wtedy się dowiedziałam, że taka w ogóle jest), kolejna wczesnośredniowieczna rzeźba (niedźwiedzia lub dzika - co kto woli) oraz tamtejszy Dom Turysty.
Zaintrygował mnie zwłaszcza kościół, który uważam za przepiękny!
Wymowne napisy prawda? Mi zwłaszcza ten powyższy utkwił w pamięci..
O czym jeszcze warto wspomnieć, jeśli chodzi o Ślężę. Na pewno o tym, że latem wdrapuje się tam mnóstwo ludzi - zwłaszcza z psami. Spokojnie, bez obaw, mimo to nie czułam uciążliwego tłoku, więc się nie zniechęcajcie. Co najwyżej negatywnie zareagowałam na wszędobylski handel, który może nam zakłócić podziwianie natury, ale z drugiej strony.. kiełbaską z grilla się posiliłam i magnes na lodówkę kupiłam - taki mały paradoks.
Nogi mnie do dziś bolą, ale po całej tej wyprawie mam jeden najważniejszy wniosek: całe szczęście, że się "rozgrzewamy" przed Bieszczadami, bo w samych Bieszczadach to bym chyba padła :P
I na koniec moich wywodów dość niepozorny, ale jakże wymowny symbol dzisiejszego posta: ślężańska sowa. Sowa, która jest związana nie tylko z naszą wspinaczką, ale również z samym blogiem, na którym się pojawiłam po dość długiej przerwie. Pojawiłam, wprowadziłam ważne zmiany i znikać po raz kolejny absolutnie nie zamierzam.
Zmiana (zainspirowana powyższą sową) dotyczy oczywiście nazwy, która na pewno zindywidualizowała to miejsce i podkreśliła jego charakter. Bo o podróżach oczywiście wciąż będę pisać, ale z recenzji książek także nie mam zamiaru rezygnować. Zapraszam również na mój profil na instagramie: sowa.z.wieruszowa (funkcjonujący od dłuższego czasu i ze znacznie większą częstotliwością pojawiającyh się zdjęć).
Pięknie jest w Bieszczadach, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo już wiem :-) Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam!
UsuńBieszczady są piękne! Zawsze chętnie tam wracam. :)
OdpowiedzUsuńI ja również cieszę się na samą myśl, że już niebawem będę tam po raz drugi :-)
UsuńGóry mają swój klimat, ale ja swoje serce zostawiłam nad morzem, nad które mam nadzieję wracać.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze w tym wszystkim jest, by wracać do miejsc, które się kocha.. chociażby po to (a może przede wszystkim po to?), by "naładować baterie" ;-)
UsuńTeż tak myślę. Najchętniej zamieszkałabym nad morzem, ale fajnie jest ta wracać i spędzać tam czas. Moim marzeniem jest zwiedzić nie tylko wybrzeże, ale może i więcej miejsc w północnej Polsce.
UsuńGorąco w takim razie polecam Mazury! Nas niesamowicie oczarowały :-)
UsuńDobry pomysł na rozgrzewkę. Też pokochałam Bieszczady, ale … w tym roku wróciłam w Tatry i dopiero na szlaku zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za wysokimi górami :)
OdpowiedzUsuńTatry również są piękne i też mam "mały plan" w związku z nimi ;-)
UsuńBardzo chciałabym pojechać w Bieszczady - kocham góry a nie byłam w nich od 10 lat :(
OdpowiedzUsuń