Cykl "Beatiful Bastard" składa się z trzech tomów: "Piękny drań", "Piękny nieznajomy" i "Piękny gracz". Ktoś by mógł zapytać: dlaczego przeczytałaś wszystkie trzy, skoro już pierwszy nie przypadł Ci do gustu? Bo niepoprawna książkowa pedantka jest ze mnie i jeśli coś zaczynam- to zawsze kończę. Chociażby dlatego, by nie być oskarżaną o niepełne informacje. Wszystkie części są na przysłowiowe "jedno kopyto", więc do której z nich się ostatecznie tu odnoszę- naprawdę nie ma większego znaczenia.
Każdy tom to historia innej potencjalnej pary, z których wszystkie są połączone mniejszą lub większą przyjaźnią. W przypadku każdej pary- podkreślam KAŻDEJ, mężczyzna jest nieprawdopodobnie przystojny i ekstrawagancki a kobieta atrakcyjna, ale niekoniecznie tego świadoma. Wszyscy trzej mężczyźni to również przysłowiowi "dranie". Są piękni, rozchwytywani i rzadko kiedy śpią w pustym łóżku, jednak mimo to mają jeden poważny problem: nie potrafią się zakochać i, z tego też powodu, nie wierzą w miłość. Co na to ich przyszłe niewinne i ckliwie uczciwe partnerki? Nietrudno się domyślić zakończenia każdej z tych trzech historii: piękni nieznajomi, dranie i gracze tracą głowę dla przytoczonych kobiet i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
Banał banałem pogania. Chociaż to nie najgorsze, z czym można się spotkać w całym cyklu (tak tak- może być jeszcze gorzej..). Każda opowieść zaczyna się dość niewinnie: pierwsze spotkanie, spojrzenie i krótka wymiana zdań. A potem.. maksymalnie rozbudowana gra wstępna i maksymalnie pikantny seks. Za pierwszym razem czytałam o każdej tego typu scenie z niedowierzaniem i wypiekami na twarzy. Bezpośredniość pisarki w słownictwie i łóżkowa kreatywność mogą naprawdę zadziwić. No ale, gdy zaczęłam o tym czytać po raz drugi, trzeci i dziesiąty, najzwyczajniej w świecie miałam serdecznie dość! I nieważne, że z pokoju przenosili się do windy, z windy do biura a z biura do magazynu pełnego luster (tak, naprawdę coś takiego zdarzyło mi się przeczytać..). Każda z tych trzech części to jeden wielki seksoholizm i niestety nic poza tym. Do tego stopnia, że aż z tego przesytu na wymioty się zbiera..
Niewiele również potrafię powiedzieć o tle tych wszystkich pikanterii, bo w żadnym z trzech tomów nie znalazłam ani grama sensownej i wolnej od seksu fabuły. Pokuszę się nawet o streszczenie całego cyklu w jednym zdaniu: pierwsze spotkanie, nieśmiałe spojrzenie, wielokrotny i śmiały seks, kilka stron burzliwych emocji i pozornie niepokojących zwrotów akcji a na koniec..żyli długo i szczęśliwie- oczywiście w łóżku najpierw. To jedno zdanie wystarczy pomnożyć przez trzy i voila!- macie cały cykl "Beatiful Bastard". Żałuję tylko, że czytanie trzech tomów nie poszło mi tak szybko, jak ich streszczenie.
Po raz kolejny również, w przypadku tego typu książek, wołam o pomstę do Nieba za określenie "literatura kobieca". Jeżeli takie historie są przeznaczone i rozchwytywane przez kobiety (wysokie oceny cyklu przyprawiają mnie o ból głowy..), to niestety, ale ja kobietą nie jestem. W tym przypadku to nawet nie chcę być, bo która mądra, ambitna i rozwijająca się płeć piękna lubiłaby takie bzdury czytać? Niespełniona seksualnie? Rozczarowana życiem? Oj lepiej nie będę brnęła dalej, by nikogo nieświadomie nie urazić..
A pozory mogą mylić. To stwierdzenie tyczy się samych pisarek (Christina Lauren to duet dwóch pań). Bo jedyną godną uwagi część, jaką znalazłam w tych trzech książkach to..podziękowania. Wypowiada się w nich jedna z autorek cyklu i szczęśliwie, lub nie, pisze całkiem sensownie. Sprawia wrażenie uśmiechniętej, pełnej humoru i energii osoby, więc naprawdę mocno się dziwię, że jest jednocześnie kimś o tak słabych ambicjach. Nie wnikam, czym jest to spowodowane, bo nie chcę wywoływać kolejnych czarnych scenariuszy. Chociaż już gorzej chyba być nie może.
Skończyłam. Podzieliłam się z Wami wrażeniami na temat "Beatiful Bastard" i nigdy więcej nie będę musiała do tego wracać. Niech ten post będzie ostrzeżeniem dla Was- ambitnych czytelników, byście przypadkiem nie stracili cennego czasu. Wszystkim tego typu cyklom (z "Pięćdziesięcioma twarzami Grey'a" włącznie) mówimy stanowcze NIE i ostrzegamy przed nimi innych. W księgarniach i bibliotekach jest zbyt wiele cennych pozycji, by tracić czas na takie intelektualne dna. A żebyście mieli świadomość jakich pozostałych okładek się wystrzegać, załączam poniższe zdjęcia..
Ps. Właśnie się dopatrzyłam, że "Piękny gracz" to nie ostatnia część tej serii..jest kolejna! A ja naprawdę myślałam, że już gorzej być nie może. Na szczęście nawet nieuleczalna pedantka się na to nie nabierze..
Dzięki za ostrzeżenie :) Nie zabiorę tych książek nawet na wakacje, na których przywykłam czytać coś lżejszego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Lżejsze lektury niebawem polecę, a powyższe zdecydowanie szkoda czytać o jakiejkolwiek porze roku :P
UsuńNiestety mam wrażenie, że tego typu książki są tak nachalnie promowane w księgarniach, że ludzie w końcu je kupują. A jak coś się dobrze sprzeda, to przecież trzeba wydać kolejną część i kolejną i kolejną :)
OdpowiedzUsuńhttp://monikaolgaczyta.blogspot.com/
Siła reklamy i "wszechobecności" tego typu tytułów z pewnością również maja wpływ na ich poczytność..nazwałabym to nawet otumanianiem czytelników :/
UsuńJak stawiasz myślniki to ze spacjami z obu stron :)
OdpowiedzUsuńJak sobie przeczytałam wstęp tej recenzji to już wiedziałam, czym to się skończy. Potem to już tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że "pisiąt twarzy Greya" zepsuło nam literaturę. To, co teraz wydane jest taśmowo na rynek, zakrawa o kpinę. I to wielką! Banał, bez sens i do tego z błędami, bo chyba nawet dobrzy korektorzy, nie chcą się brać za redagowanie takiego gówna.
I całe szczęście, że chociaż dobrzy korektorzy są mądrzejsi..przydałoby się to również "fankom" tego typu literatury :-P
UsuńPs. Jedna spacja w zupełności mi wystarczy ;-) "bezsens" piszemy razem ;-)
Pierwszy tom jeszcze mi sie podobał, nie wiem czemu ale było w nim coś ciekawego, pomimo schematu, przynajmniej bohaterowie byli żywi. Drugi tom nie był dobry, a po trzeci nie sięgnę :D
OdpowiedzUsuńNie sięgaj, bo naprawdę nie warto ;P
Usuń