Przy okazji kilku słów o filmie "Ostatnia rodzina" pisałam o moim wzburzeniu spowodowanym zachowaniem trzech siedzących przede mną nastolatek. Szeleszczące paczki chipsów, rozgrzane do czerwoności telefony (a już snapchaty zwłaszcza) i irytujące mnie szepty. Skrytykowałam, zganiłam a potem sama na filmie "Wołyń" podobnie się zachowałam- przynajmniej w kwestii telefonu.
Nie, nie cierpię na megalomanię. Nie używam snapchata, nie mam instagrama i też żadnych prywatnych zdjęć na facebook'u. Ludzie rozsądnie korzystających z aplikacji wszelakich absolutnie nie krytykuję. Moje notoryczne zerkanie na telefon ograniczało się tylko i wyłącznie do newsów na facebook'u (ważnych i nieważnych) i absolutnie nie było spowodowane tym, że film był kiepski.
Przed wybraniem się na seans wielokrotnie słyszałam od osób, które już film widziały, że jest drastyczny, ciężki i powinien być dostępny tylko dla osób pełnoletnich. Ponieważ w swoim życiu wiele drastycznych produkcji widziałam, wyobraziłam sobie, że będzie jeszcze gorzej i zaczęłam panikować już kilka dni przed. Niestety należę do beznadziejnie nerwowych ludzi i jak sobie jakiegoś stresa wbiję do głowy... to litr melisy mi nawet go z niej nie wypłucze.
Ale do rzeczy. Zestresowana i wystraszona- z ogromnymi oporami, trafiłam w końcu na seans. Byłam pewna, że cały film będzie przesycony krwawymi scenami i... z tego strachu bez przerwy zerkałam w telefon. Rzadko patrzyłam, bo się bałam i z tego powodu spora wizualna część produkcji mnie ominęła.
No głupia- głupia baba, bo innych głupich ludzi posłuchała. Wiecie ile w końcu było drastycznych scen? Może dwie, góra trzy. Jedna z nich trzyminutowa, pozostałe jeszcze mniej.
To wcale nie znaczy, że film nie był trudny. Tematyka jest trudna, więc i łatwo się nie oglądało (słuchało?). Ale to, jak się potem okazało, nie jest powodem, by filmu wcale nie widzieć.
O Wołyniu można powiedzieć wiele. Wiele również powiedział sam Smarzowski i zrobił to świetnie- bo przedstawiając obiektywną prawdę, nie obraził żadnej ze stron. Dla mnie to mistrzostwo. Mistrzostwem jest również charakteryzacja aktorów, scenografia (wystarczająco dużo widziałam, by to stwierdzić) i gra głównej bohaterki. Michalina Łabacz stała się odtąd jedną z moich ulubionych aktorek.
Znajomość kultury i obyczajów tamtego regionu i czasów również zasługuje na pochwałę. "Wołyń" to nie tylko śmierć i cierpienie, ale w równej mierze piękne pieśni, stroje, tradycje i obyczaje.
Mimo ograniczonych wizualnych doznań, film "Wołyń" gorąco Wam polecam. Kolejna dobra polska produkcja, której nie można nie zobaczyć. Mi z tym "zobaczeniem" nie do końca wyszło, ale wierzę, że nadrobicie za mnie te braki.
Tematykę Wołynia z pewnością będę kontynuować- dla odmiany literacko. Mam wiele tego typu tytułów w planach i w przyszłości z pewnością podzielę się z Wami wrażeniami. Maksymalnie nieograniczonymi dla odmiany.
widziałam, i jestem w tym gronie, które uważa ten film za przerażający. dla mnie tych strasznych scen było więcej, ale nie żałuję. każdy powinien odbyć taką lekcję historii. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKażdy- pod warunkiem, że do tego dojrzał. Przeraża mnie wciąż ilość ignorantów i kinowych "przeszkadzaczy"... :/
Usuńakurat na seansie na którym byłam wszyscy w skupieniu oglądali, a sala była pełna. czyli miałam szczęście :D
UsuńCzyli jednak to nie jest niemożliwe- kamień z serca! ;-)
UsuńI've never heard of this movie before!
OdpowiedzUsuńBetter now than later ;-)
UsuńJeszcze nie miałam okazji obejrzeć, ale jest na mojej liście priorytetowej.
OdpowiedzUsuńWarto zobaczyć i docenić.
UsuńDobrze, że scenografia odpowiada realiom. Film chcę obejrzeć. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńScenografia rzeczywiście potrafi zaintrygować. Również ciepło pozdrawiam!
UsuńSmarzowski w swoim filmie i tak złagodził sceny rzezi, a mimo to były wstrząsające. Film ważny i potrzebny.
OdpowiedzUsuńW stu procentach się z Tobą zgadzam.
UsuńByłam w kinie, niesamowity film, polecam, naprawdę trzeba go zobaczyć!
OdpowiedzUsuńZgadzam się :-)
Usuń