Spędziliśmy w Warszawie zaledwie trzy dni, ale tak urozmaicone i intensywne w doznania, że do dziś je wspominamy.
Najtrudniej wspominam dzień ostatni. I to nie dlatego, że musiałam się ze stolicą żegnać, ale przede wszystkim dlatego, że po dwóch ważnych i również smutnych muzeach, zwiedziliśmy jeszcze jedno- Muzeum Katyńskie. Kolejne ważne, może nawet najważniejsze, ale do tego stopnia przygnębiające, że nie byłam go w stanie "udźwignąć".
Przy wejściu cienie oficerów z walizkami, z którymi razem wkraczasz do Muzeum. A w nim.. łuski po kulach, mundury, podkoszulki i wiele innych osobistych rzeczy jak szczoteczki, łyżeczki, widelce, okulary, grzebienie, różańce, odznaczenia.. i gablota z sutanną.. A niedaleko niej ta z listem i złotą obrączką.
Nie wiem, dlaczego w końcu nie wytrzymałam i usiadłam, by się rozpłakać. To znaczy wiem, ale trudno mi to opisać.
Muzeum jest podzielone na dwie kondygnacje. Na pierwszej mamy do czynienia przede wszystkim z politykami i polityką tamtego czasu. Z ludźmi, którzy stali za tą zbrodnią i z tymi, którzy walczyli o ukaranie ich sprawców.
Na drugiej, niższej kondygnacji, do której dostaniemy się windą jest wszystko to, co mnie złamało. Wszystko to, co widać wyżej na zdjęciach.
Dla mnie to było już zbyt wiele. Zbyt wiele muzeów z martyrologią naszego i innych narodów, zbyt wiele krwi, niesprawiedliwości i śmierci. Zbyt wiele rzeczy należących do czyjegoś ojca, brata, narzeczonego.. a przecież w tym muzeum znajduje się zaledwie wierzchołek "góry lodowej".
Nie żałuję, że tam byliśmy. Po prostu było to dla mnie bardzo trudne.
Na szczęście pobyt w Warszawie nie co dzień był aż tak przygnębiający. Mieszkaliśmy niedaleko Placu Zamkowego, więc spacer po okolicy koniecznie musieliśmy zaliczyć.
Zamku nie zwiedziliśmy, bo nie mieliśmy specjalnie na to czasu ani chyba chęci. Do stadionu mieliśmy zbyt daleko, a i grafik wiadomo- był dość napięty. Musieliśmy po prostu coś wybrać, bo całej Warszawy na pewno nie da się zobaczyć i poznać w trzy dni. Wjechaliśmy natomiast (bodajże pierwszego dnia pobytu) na punkt widokowy na Pałacu Kultury i Nauki. A stadion nadrobiliśmy dwa lata później, ale to już historia na inny post.
Wyjeżdżając z Warszawy postanowiliśmy jedno: "Jeszcze kiedyś tu wrócimy".
Popularne posty
-
Niejednokrotnie podkreślałam (i wciąż będę), że opinii na temat filmów - seriali będzie na moim blogu zdecydowanie mniej od tych książ...
-
Mam już za sobą wiele książek pana Musso i niejednokrotnie się zdarzyło, że byłam zachwycona kolejną historią. Ten tytuł nie wywołał u...
-
Gdybym nagrywała recenzję tej książki przed kamerą, rozpoczęłabym ją od ciężkiego westchnienia.. a to z pewnością nie oznaczałoby nic ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękuję za te opisy. Nigdy nie byłam w Warszawie, marzy mi się to szczególnie ze względu na muzea, o których rzadko kto tak szczegółowo wspomina.
OdpowiedzUsuń,,Trudne" muzea zwiedziłaś, ale lubię takie miejsca upamiętniające historię.
OdpowiedzUsuń