Wczoraj, 29.września, obchodziliśmy Ogólnopolski Dzień Głośnego Czytania. Zapracowanie i zmęczenie nie pozwoliły mi na umieszczenie w tym dniu posta, ale już spieszę, by to nadrobić! Bo pochwalić się chcę, a konkretniej- pochwalić innych (lub innymi). W moim rodzinnym mieście (i okolicach) mieszka niesamowicie kreatywna i zdolna młodzież. Uczniowie Liceum Ogólnokształcącego im.Mikołaja Kopernika w Wieruszowie, specjalnie z okazji tego wyjątkowego dla miłośników literatury dnia, stworzyli taki oto filmik..
Rewelacyjny prawda? Mnie przynajmniej podoba się bardzo :-)
A czy wiedzieliście, że 29. września to również Międzynarodowy Dzień Kawy? Nie? To teraz już wiecie i wczoraj z pewnością większość z Was obchodziła oba te "święta" ;-)
Uwielbiam kawę chyba tak samo jak książki.. Zaczytanego i pachnącego pyszną kawą dnia Wam życzę!
Po przeczytaniu trzech tomów historii rodziny Dollangangerów ("Kwiaty na poddaszu", "Płatki na wietrze", "A jeśli ciernie") byłam niesamowicie rozczarowana. Doskonale zresztą o tym wiecie, bo przy każdej recenzji nie omieszkałam o tym wspomnieć. Dlatego też, w związku z kolejnym- czwartym tomem nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań. Nie liczyłam na więcej, nie miałam nadziei na nic lepszego, ale też nie spodziewałam się, że może być jeszcze gorzej! A było i to do tego stopnia, że zamiast żalić się i płakać z powodu kolejnej, nieudanej lektury- zaczęłam się najzwyczajniej w świecie śmiać.
Krytykowałam, odradzałam i "omijałam szerokim łukiem". Przeczytałam wszystkie części tylko i wyłącznie z powodu mojego nieuleczalnego pedantyzmu. Dziś krótko (i szybko) wspomnę o tomie trzecim i już nie mogę się doczekać momentu, kiedy będę to miała za sobą..
O ukrywających się nazistach w obu Amerykach wiedziałam już dawno. Zwłaszcza o skrywanych pod skrzydłami USA naukowcach i pozostałych Niemcach wiodących powojenne, farmerskie życie pod przybranymi nazwiskami. Wiedziałam i dlatego nie sądziłam, że ta pozycja aż tak bardzo mnie zaskoczy. Bo zaskoczyła- wieloma przerażającymi faktami i liczbami.