W górach nie warto wierzyć zapewnieniom hoteli o dobrym bezprzewodowym dostępie do internetu. Rzadko kiedy zdarzał nam się "dobry" (a już trochę lat zwiedzamy), a na południu Polski to już praktycznie wcale.. Rzecz istotna w przypadku chęci bieżącego uzupełniania bloga, chociaż.. czymś istotniejszym było coraz większe zmęczenie, które uniemożliwiało mi to jeszcze bardziej.
Dziś jednak już jestem i piszę dalej. Po pobycie w Bieszczadach i odświeżaniu całego mieszkania. Wciąż żyję, ale jeśli w najbliższym czasie usłyszę hasło: "malowanie" to uciekam na drugi koniec świata. Może być do Bieszczad!
Nasz drugi dzień w Bieszczadach spędziliśmy na terenie rezerwatu Sine Wiry. Rezerwat ma powierzchnię aż 450 hektarów, a my skupiliśmy się na spacerze w kierunku jego chyba najpopularniejszych atrakcji: tzw. Sinych Wirów oraz Łosia z Zawoju.
Zanim jednak do tych atrakcji dotarliśmy, natrafiliśmy na intrygujące ślady. Wszystko przez (albo tym razem "dzięki") nawigacji, która nas wyprowadziła w środek lasu.
Ślady niedźwiedzia?? Najprawdopodobniej. A jeśli nawet nie, to i tak intrygujące odkrycie. Po nim, przy pomocy dobrej tradycyjnej papierowej mapy, udaliśmy się w końcu we właściwym kierunku.
Na powyższych zdjęciach tzw. Sine Wiry czyli urokliwy i bardzo charakterystyczny odcinek Wetliny. Można do nich dotrzeć z parkingu za wsią Polanki. Tak naprawdę po obu stronach drogi są parkingi: jeden prowadzi do Sinych Wirów, a drugi do opuszczonej bojkowskiej wsi Łopienka. Oczywiście byliśmy w obu tych miejscach, ale nie w ten sam dzień. Na krótką opowieść o bojkowskiej wsi przyjdzie jeszcze czas.
Kawałek za Sinymi Wirami jest dość urokliwe zejście w głąb lasu do tzw. Łosia z Zawoju.
Łoś z Zawoju to drzewo (lipa), które wyrosło na głazie i do złudzenia przypomina głowę łosia (choć dla niektórych jelenia).
Po spotkaniu z łosiem pokusiliśmy się na wodospad na Olszance w Uhercach, który niestety, chyba jako jedyny w Bieszczadach, nas rozczarował.
Sporo śmieci i tytoniowy tłok, a sama "atrakcja".. no cóż. Może byłaby bardziej intrygująca, gdyby nie tak turystycznie zaniedbana. Generalnie nic specjalnego.
I na tym zakończyliśmy naszą włóczęgę podczas drugiego pobytu w Bieszczadach, która wbrew pozorom nie była krótka. Do samych Sinych Wirów było 2.5 kilometra pieszo, do Łosia też kawałek - i to niejednokrotnie pod górkę. Do wodospadu na Olszance dotarliśmy samochodem.
A ponieważ dziś jest 1.września.. chciałabym chociaż w formie "akcentu" nawiązać do 80.rocznicy wybuchu II wojny światowej. Poniżej zamieszczam animowany teledysk ukazujący rozpoczynające II wojnę światową bombardowania Wielunia w 1939 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=QLcqSTR1Xv8&fbclid=IwAR3FclnX61I_50tPdjUvYuOZQ1plyRrk6O-4zF0GkSR0UK-1bMoPYmn_4-8
Nie bez powodu nawiązuję do Wielunia. W końcu dzieli mnie od tego miasta zaledwie 50 kilometrów. Niestety nie dotarłam na tamtejsze uroczystości, ale w przyszłości na pewno to nadrobię.
Cześć i chwała Bohaterom!
Popularne posty
-
Niejednokrotnie podkreślałam (i wciąż będę), że opinii na temat filmów - seriali będzie na moim blogu zdecydowanie mniej od tych książ...
-
Mam już za sobą wiele książek pana Musso i niejednokrotnie się zdarzyło, że byłam zachwycona kolejną historią. Ten tytuł nie wywołał u...
-
Gdybym nagrywała recenzję tej książki przed kamerą, rozpoczęłabym ją od ciężkiego westchnienia.. a to z pewnością nie oznaczałoby nic ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, nie chciałabym spotkać się z niedźwiedziem :)
OdpowiedzUsuńPięknie. Uwielbiam Bieszczady. :)
OdpowiedzUsuń