Dalsze losy rodziny Dollangangerów są tak mdłe, bezpłciowe, infantylne i niewiarygodne, że aż brak mi słów, by je skonkretyzować. Rodzeństwo bawiące się w małżeństwo, adoptowane dziecko, na wpół niedorozwinięty syn; dziwna starsza pani za ogrodzeniem i szkaradny i najpewniej psychicznie chory lokaj u jej boku. Z takiego zawiązania akcji nawet najlepszy pisarz nie skleciłby niczego ambitnego, więc przewidziałam szybko, że mam do czynienia z kompletną klapą. Chociaż ta największa moim zdaniem jest w tomie kolejnym, ale o tym napiszę następnym razem.
No nie da się tego czytać- po prostu nie da! I po raz kolejny intensywnie się zastanawiam, czym fanki (bo chodzi głównie o kobiety) całej sagi się zachwycają?? Absurdalnością postaci i zdarzeń? Ckliwością? Rodzinną tragikomedią (lub farsą, bo dramatem tego nie jestem w stanie nazwać..)? Nie wiem, nie pojmuję i stwierdzam, że cała opowieść jest niestety dla mało inteligentnych ludzi.. takich niewymagających i kochających "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" itp. bzdury.
No nie mogę- naprawdę nie mogę niczego więcej o tym napisać i nie chcę. Nawet recenzja to lekka strata czasu, więc uciekam do lektury zdecydowanie ambitniejszej i, po takim doświadczeniu, wręcz kojącej zmysły.
Dzięki za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość ;-)
UsuńNie znam tej sagi i po takiej recenzji z pewnością nie będę tracić czasu na jej czytanie. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam!
Usuń