Popularne posty

13 stycznia 2018

161. Kierunek Bieszczady- dzień pierwszy

     Nie ma mowy, by jakakolwiek nasza "wyprawa" nie miała w planie zwiedzania zamku. Dlaczego? Bo uwielbiam je poznawać i wręcz "kolekcjonuję" jeśli chodzi o ilość tych, które już udało mi się zobaczyć. Łańcut to oczywiście nie Bieszczady, ale w drodze do Ustrzyk Dolnych (bo tam mieliśmy nocleg) idealny początek ośmiodniowego wyjazdu. Fakt, musieliśmy trochę zboczyć z trasy, ale jak pewnie się domyślacie, było warto!

     Mała dygresja (czy też uwaga) przed krótkim opisem najbogatszego zamku, jaki w życiu widziałam: bo ja i P. to włóczykije jesteśmy. Na urlopie (zamiast odpoczywać jak "normalni" ludzie) zwiedzamy, łazimy, poszukujemy i robimy setki kilometrów a po powrocie...jesteśmy jeszcze bardziej styrani niż przed wyjazdem. Taka z nas masochistyczna para, która pomimo wyczerpania, wraca z urlopów usatysfakcjonowana i szczęśliwa. I jestem przekonana, że nie tylko my tak mamy.
     W Bieszczadach oczywiście nie mogło być inaczej. Nasze planowane siedem dni zamieniło się w osiem (na szczęście gospodarz mógł nam udostępnić jeszcze jeden nocleg), a wszystko po to, by móc zobaczyć jeszcze więcej. A żeby nie tracić czasu na miejscu na poszukiwanie okolicznych atrakcji, zaplanowaliśmy je sobie skrupulatnie (i maksymalnie) jeszcze przed spakowaniem walizek. Więcej w tak krótkim czasie już chyba nie dało się zobaczyć. Przynajmniej ja bym na pewno fizycznie tego nie udźwignęła :-P
     Zamek w Łańcucie. Z jednej strony najbogatszy (dla mnie) a z drugiej, pod względem zrobionych przeze mnie zdjęć- chyba najuboższy. Bo nie można ich było robić wewnątrz- ot cała zagadka. Dodatkowo całe piętro było wtedy w trakcie remontu i trochę nas ominęło, ale mimo to- byłam pod wielkim wrażeniem. Nie tylko samego zamku oczywiście. Łańcut to również okalający zamek park, stajnie, wozownia, oranżeria a nawet storczykarnia. Prawie wszystko zobaczyliśmy i na szczęście- nie wszędzie obowiązywał zakaz fotografowania. Gdyby tak było, miałabym z pewnością duży problem z napisaniem tego posta.
     Drzewa w zamkowym parku były potężne i dostojne..
..z bardzo grubymi pniami i kilkusetletnią historią!
     Zamek z zewnątrz jest naprawdę piękny i co najważniejsze- bardzo dobrze utrzymany. Wielokrotnie podziwiałam potężne mury zamków, które niestety lata świetności już dawno miały za sobą. Zamek w Łańcucie wzniesiono w latach 1629-1642, dlatego tym bardziej cieszy fakt, że jest on tak zadbany.
     Wnętrze zamku onieśmieliło mnie przede wszystkim swoimi bogactwami. Nie tylko wyposażeniem, ale i uzbrojeniem, obrazami czy po prostu przedmiotami codziennego użytku. Jest tam mnóstwo bezcennych bogactw i wcale się nie dziwię, że są tak chronione przed fleszami. 
     Ale żeby moje słowa nie były uznane za przesadę, podaję Wam adres Muzeum, pod którym znajdziecie kilka zdjęć z wnętrza: Muzeum-Zamek w Łańcucie Z pewnością już one wystarczą, by uzasadnić mój zachwyt.
     Po zamku przyszedł czas na oranżerię. Ta, o dziwo, nie powaliła mnie na kolana. Powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie. Była jakaś taka.. chaotyczna i z leksza "zapuszczona". Na szczęście stajnia i wozownia szybko zniwelowały moje chwilowe rozczarowanie. Jednak niestety i tym razem nie uraczę Was zdjęciami. A wielka szkoda, bo ogrom tego, co się tam znajduje, onieśmieliłby wielu bogaczy.
     Po kilkugodzinnym zwiedzaniu zamku udaliśmy się na spacer wokół niego. Porządnie zgłodnieliśmy i tuż po nim zjedliśmy coś niecoś obok zamku- ale już "w mieście". Bardzo żałuję, że nie pamiętam nazwy miejsca, w którym uraczono nas posiłkiem, bo na pewno gorąco bym je Wam poleciła! Zwłaszcza wystrój (oprócz oczywiście przepysznego obiadu) zapadł mi w pamięć najbardziej. Ciężkie domowe meble, klimatyczne lampki i półki z książkami. Już lepiej dla "książkoholika" być nie mogło.
     Czy jeszcze kiedyś wrócimy do Łańcuta? Oby! Ominęło nas jedno piętro, które kiedyś koniecznie musimy zobaczyć.

1 komentarz:

  1. Cudownie! :) Również uwielbiam zamki, najbliżej mnie leży Książ :)

    OdpowiedzUsuń