Popularne posty

20 czerwca 2023

228. Pierwsze spotkanie z Camillą Lackberg

Wszyscy książkoholicy (zwłaszcza Ci lubujący się w kryminałach) doskonale znają twórczość Camilli Läckberg. I całe szczęście, że ja też NARESZCIE ją poznałam, bo omijało mnie naprawdę sporo dobrej literatury.


Zaczęłam od jej pierwszego cyklu (mój chronologiczny pedantyzm czytelniczy zawsze wygrywa
) - sagi kryminalnej, której akcja rozgrywa się we Flläjbace (niewielkiej miejscowości na zachodnim wybrzeżu Szwecji). No i jak to w kryminale bywa - wszystko zaczyna się od ciała. Tym razem dość szczególnego albo co najmniej szczególnie wyglądającego.

Oszronione i zakrwawione zwłoki tytułowej księżniczki z lodu znaleziono w łazience. Wszystko wskazuje na samobójstwo, ale przecież w dobrych kryminałach nigdy nic tak banalne nie jest ! Więc pewnie się domyślacie, że cała akcja kręci się wokół  znalezienia zabójcy kobiety i odkrycia jego motywu.

Zastanawiam się, który ostatnio kryminał wciągnął mnie tak bardzo, że nie mogłam sie od niego oderwać... i dodatkowo był tak świetnie skonstruowany, że mnie nie nudził - nawet pomimo tego, że do samego końca się nie domyśliłam, kto zabił. A może właśnie dlatego mnie nie nudził ??

Bo NIE ZNOSZĘ  przewidywać akcji. Ok, cieszę się zawsze, że jestem tak sprytna i mądra, gdy odgadnę, kto jest mordercą, ale z drugiej strony... moja chęć czytania w tym momencie maksymalnie spada. Taki paradoks wprawnego czytelnika.

No i pewnie, że polecam ! To chyba juz widać gołym okiem. Zresztą mam już przed sobą kolejną część tej sagi i to chyba najlepsza rekomendacja.

Ps. A propos tego ostatniego, czytanego przeze mnie, wciągającego kryminału... to kurde nie pamiętam.

02 maja 2022

227. Mimo wad - przeczytać warto

     Zaczęło się bardzo kiepsko. Od wstępu autorki z nutką rozczarowania i kompletnie nietrafionych, momentami wręcz absurdalnych pytań - doprowadzających nawet rozmówcę do złości. Potem lepiej nie było, ale NA SZCZĘŚCIE nie było gorzej. To pozwoliło mi się skupić maksymalnie na odczuciach i emocjach Wojciecha Karolaka, którego po lekturze tego wywiadu uważam za naprawdę fajnego faceta.

    Żeby zatrzeć pierwsze powyższe złe wrażenia zacznę od pozytywów. Wywiad z Wojciechem Karolakiem przeczytałam naprawdę z zaciekawieniem. Poznałam go jeszcze bardziej nie tylko jako jazzmana, męża Marii Czubaszek, ale przede wszystkim jako mężczyznę, który niesamowicie tęskni za miłością swojego życia. I jakkolwiek to brzmi wierzcie mi - nie było w tych, często intymnych wyznaniach, ani trochę mdlącej ,,cukierkowości" (czego osobiście nie znoszę). Piękna, naturalna miłość dwojga dojrzałych i zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi.

    Drugi, największy plus tego wywiadu: książka ta jest nie tylko wywiadem, ale w sporej części również wspomnieniami osób z otoczenia Marię Czubaszek. Piszą oni nie tylko o ich współpracy zawodowej, ale przede wszystkim o tym, jakim p. Maria była człowiekiem. Tyle wspaniałych, znanych nazwisk i tak wiele słów o tym, że znana nam Czubaszek była po prostu sympatycznym, dobrym człowiekiem. Chyba marzeniem każdego z nas (a przynajmniej większości) jest być tak wspominanym po śmierci.

    Kolejna zaleta, ale i uwaga jednocześnie to tytuł. ,,Małżeństwo doskonałe.." sugeruje zdecydowanie, że książka skupi się tylko i wyłącznie na relacji Wojciecha Karolaka i Marii Czubaszek. Tak się nie stało, ale to zdecydowanie uważam za plus. Bardziej poznajemy p. Wojtka, bardziej poznajemy p.Marię - i to nie tylko razem, ale często osobno. Podoba mi się ta wielopłaszczyznowość, choć jednocześnie zmieniłabym w związku z tym tytuł tej książki.

    Co do minusów, o których wspomniałam wcześniej... skupiają się one przede wszystkim na Krystynie Pytlakowskiej, która, według mnie, kompletnie nie ma talentu do przeprowadzania wywiadów. Najpierw we wstępie ma żal (co zresztą  stara się ukryć), że wywiady z Marią Czubaszek, gdy jeszcze żyła, przeprowadzał Artur Andrus. Niby się nimi zachwyca, ALE wprawny czytelnik wyczuje tu z pewnośccią nutkę zniesmaczenia autorki.

    Druga rzecz: zadawane pytania, przede wszystkim te na początku wywiadu. Niepowiązane ze sobą i atakujące osobę rozmówcy, co pewnie w żałożeniu miało być inteligentne i intrygujące, ale... nie wyszło. Zaczynając lekturę ,,Małżeństwa doskonałego.." coraz bardziej przecierałam oczy ze zdumienia (mówiąc delikatnie) i nie mogłam wyjść z podziwu, jak można, osobie pogrążonej w smutku i żałobie, zadawać tak durne pytania (np. ,,Marysia jeszcze wtedy żyła?" lub ,,A dlaczego mi o tym opowiadasz? Mieliśmy rozmawiać o Marysi"). Ale jak napisałam we wstępie, na szczęście ta tyrada się szybko skończyła i potem nie było jakoś znacząco lepiej, ale przynajmniej krócej (mam oczywiście na myśli pytania), dzięki czemu mogłam ,,zignorować" autorkę i skupić sie przede wszystkim na treści udzielanych odpowiedzi. Gdyby nie częste przerywanie rozmówcy w dalszych częciach lektruy - byłoby prawie  idealnie.

    Czy warto zatem sięgnąć po ,,Małżeństwo doskonałe.." Krystyny Pytlakowskiej? Mimo powyższych zarzutów uważam, że tak. Nie jest to tak inteligentny wywiad, jak te z Arturem Andrusem, ale na pewno wzbogacający i interesujący, Zwłaszcza, że oprócz rozmowy zawiera również wiele pięknych wspomnień (także w postaci zdjęć).

Małżeństwo doskonałe. Czy ty wiesz, że ja cię kocham...

Autorka: Krystyna Pytlakowska
Gatunek: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 288
Data wyd.: 13 czerwca 2017 r.
Moja ocena: 7/10


Cytaty

    Marysię można by umieścić na herbie Warszawy zamiast Syrenki, tak była idealna i tak bardzo warszawska.

    To była taka postać, jakich nie ma. Ona się nad ziemią unosiła.

    Pani Maria i Karolak to było takie małżeństwo, jakie ja chciałbym mieć ze swoją żoną po czterdziestu latach bycia razem. Bo zwykle jest tak, że jak ludzie przeżyli ze sobą tyle, to albo się nienawidzą i są sobą znudzeni, albo się przyjaźnią. U nich na pewno to była przyjaźń.

    Marysia miała psa o imieniu Bimber. Opowiadała, jak uciekł w nocy w okolicach ulicy Rakowieckiej, a ona go wołała ,,Bimber! Bimber!". ,,Pani sprzedaje czy pani chce kupić?". To było w stanie wojennym. Dokładnie za ogrodzeniem MSW. Tam żołnierze pod bronią, stan wojenny, a pies biega, jak gdyby nigdy nic. ,,Matko Boska, odstrzelą nam psa", przeraziła się Marysia. No i wołała go na głos, a wartownicy myśleli, że przyniosła bimber ze swojej mety.

01 maja 2022

226. Uwielbiam być tak pozytywnie zaskakiwana

     Ciekawa, dowcipna i z nietuzinkowymi bohaterami. Spójna, płynna i wielopłaszczyznowa. Jednym słowem - wyjątkowa! I cieszę się ogromnie, że mogę tak powiedzieć o książce Olgi Zygarowskiej, która, podobnie, jak ja, jest rodowitą wieruszowianką.

    Do lektury byłam nastawiona sceptycznie - od razu się przyznaję. Po przeczytaniu pierwszej książki p. Zygarowskiej nie pałałam chęcią do tego, by sięgnąć po kolejną. ,,Rufaro" mnie bowiem dość mocno rozczarowało... fabuła dość banalna, momentami chaotyczna, z wieloma nieudamymi tekstami i żartami.

    Jakże mi niezmiernie miło móc dziś napisać, że po lekturze drugiej książki zostałam do tego stopnia pozytywnie zaskoczona, że ,,Kryptonim: Karp" trafił do wąskiego grona moich ulubionych książek ever. ,,Połknęłam" ten tytuł praktycznie w dwa dni i ani trochę się nie nudziłam! A samą książkę, pod względem warsztatu pisarskiego, uważam wręcz za majstersztyk.

    Bo między ,,Rufaro" a ,,Kryptonimem: Karp" jest naprawdę spora przepaść - i to oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Autorka zaledwie przy drugiej książce zrobiła ogromne postępy i dołączyła, moim zdaniem, do grona wielu innych, dobrych pisarzy. Napiszę nawet więcej: jest na tle wielu innych wręcz wyjątkowa.

    Co przede wszystkim świadczy o tej wyjątkowości? Dwóch policjantów, ciało i mnóstwo niewiadomych - czy to nie brzmi szablonowo? Owszem, ale jeśli całość okraszona jest genialnymi tekstami i żartami, a samych policjantów poznajemy nie tylko od tej służbowej, nudnej strony, ale również od tej prywatnej - ludzkiej i często trudnej, to tu z pewnością niejeden wybredny czytelnik stwierdzi, że ,,Kryptonim: Karp" naprawdę się wyróżnia. Przede wszystkim dlatego, że te wszystkie części składowe tworzą spójną i płynną całość.

    Nie mówię, że żadna inna książka tego gatunku nie ma takich elelementów - co to to nie. Niestety jednak wiele z nich albo momentami jest dość chaotyczna (z powodu nieumiejętności łączenia różnorodnych wątków) albo ,,pauzami" o życiu prywatnym mnie po prostu zanudzała. W przypadku tego tytułu nie działo się tak ani przez minutę. Od początku do końca było ciekawie, zabawnie i intrygująco. Ze świetnym pomysłem na głównego bohatera - komisarza Tomasza Dragana i dobrze wplecionym zabiegiem Cameo.

    Och jak strasznie żałuję, że ,,Kryptonim: Karp" nie jest tak popularny, jak jedna z książek Mroza. Bo uważam, że powininen być! Dlatego od teraz bardzo kibicuję p. Oldze Zygarowskiej - pisarce niesamowicie utalentowanej, i trzymam mocno kciuki, by kolejne tytuły były tak samo dobre, za to zdecydowanie bardziej poczytne.

Kryptonim: Karp

Autorka: Olga Zygarowska
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Agencja Reklamowo - Wydawnicza ,,Vectra"
Liczba stron: 356
Data wyd.: 20 maja 2018 r.
Moja ocena: 10/10

Książkę wypożyczyłam 
z biblioteki Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Wieruszowie, 
którego p. Olga Zygarowska jest dumną absolwentką - co widać w powyższej dedykacji